Afonso Sousa i jego piąty, najlepszy moment w Lechu Poznań


Sousa jest w tym sezonie liderem „Kolejorza”, choć przeżył w Poznaniu już kilka trudnych chwil

26 października 2024 Afonso Sousa i jego piąty, najlepszy moment w Lechu Poznań
Dawid Szafraniak

Lech Poznań ma w tym sezonie wiele twarzy. Zdecydowana większość z nich zachwyca, ale szczególnie piękna może być ta Afonso Sousy. Portugalczyk w swoim trzecim roku w „Kolejorzu” w końcu gra co najmniej na miarę oczekiwań kibiców. Strzela bramki, asystuje i wpisuje się w archetyp piłkarza kochanego i uwielbianego przez fanów z Bułgarskiej.


Udostępnij na Udostępnij na

Lech jest obecnie liderem. Pokonał już pierwszy mały kryzys w tym sezonie, a spotkaniem z Cracovią pokazał, że potrafi być zabójczo skuteczny i wyrachowany. Mimo grobowych nastrojów z początku sezonu kibice poznańskiego zespołu mają obecnie naprawdę dużo powodów do radości. Jednym z nich jest fantastyczna forma Afonso Sousy. Pomocnik po dwóch latach oczekiwań odnalazł swoje miejsce na boisku. Efektem tego są trzy bramki i cztery asysty na jego koncie.

Niels Frederiksen odbudował tego gracza. Duński szkoleniowiec zdefiniował tego piłkarza, a ta sztuka nie wychodziła zarówno Johnowi van den Bromowi, jak i Mariuszowi Rumakowi. W tym sezonie wychowanek FC Porto wreszcie jest regularny i pokazuje, że potrafi grać pięknie w piłkę. W poprzednich latach wszyscy wiedzieli, że Sousa ma ogromny potencjał. Nikt jednak nie potrafił go uwolnić. Zrodziło się z tego kilka momentów, które ukształtowały Sousę jako piłkarza Lecha. Niels Frederiksen sprawił, że portugalski pomocnik buduje swój piąty, zdecydowanie najpiękniejszy moment w barwach „Kolejorza”.

Moment nr 1 – czerwiec 2022, saga, oczekiwania i wielka przeszłość

Wiosną 2022 roku Lech Poznań zdobywał mistrzostwo Polski i zaczynał zbroić się przed grą w europejskich pucharach. Pierwszą poważną plotką, która pojawiła się wokół „Kolejorza”, było właśnie nazwisko Afonso Sousy z ligi portugalskiej. Wzmianki w mediach zaczęły pojawiać się jeszcze w maju, w trakcie trwania rozgrywek. Młodym Portugalczykiem miały interesować się kluby walczące o mistrzostwo Polski – Raków Częstochowa oraz Lech Poznań. Rozmowy ewidentnie się przeciągały, w mediach pojawił się chaos informacyjny, a poznańscy kibice coraz bardziej wyczekiwali przybycia portugalskiego piłkarza. Od pierwszych plotek do podpisania umowy przez Sousę minęły prawie dwa miesiące i zakontraktowanie tego piłkarza w Poznaniu uważane było za duży sukces.

W końcu sam Tomasz Rząsa przy ogłaszaniu transferu Portugalczyka podkreślał, że Lech musiał stoczyć o ten podpis batalię. – Afonso był na szczycie naszej listy skautingowej i od początku byliśmy przekonani, że chcemy go pozyskać. Trochę to jednak musiało potrwać, bo młody i tak perspektywiczny zawodnik budził spore zainteresowanie innych klubów. Istotnego smaczku przy tym transferze dodawał również fakt, że piłkarz znajdował się też na radarze Rakowa Częstochowa. W związku z tym powodzenie działaczy „Kolejorza” przyjęto w Poznaniu szczególnie entuzjastycznie. Lech wygrał w tamtym roku z Rakowem na gruncie sportowym, zdobywając mistrzostwo, ale triumfy święcił również w gabinetach.

Poznań kocha Portugalczyków

Wyobraźnia kibiców Lecha była więc rozbudzona do granic możliwości. Do składu dołączał bowiem perspektywiczny Portugalczyk z doświadczeniem na najwyższym poziomie rozgrywkowym w kraju. Był wychowankiem FC Porto, czyli jednej z najlepszych akademii piłkarskich w Europie. Wraz z FC Porto Sousa w 2019 roku wygrywał UEFA Youth League, czyli odpowiednik Ligi Mistrzów dla zespołów U-19. W dodatku cały czas był regularnie powoływany do reprezentacji Portugalii U-21, w której rywalizował z najbardziej utalentowanymi piłkarzami w Europie. Świeży transfer Lecha Poznań grał w jednej drużynie chociażby z Pedro Neto, który regularnie czaruje swoimi rajdami kibiców Premier League.

Działacze „Kolejorza” zdecydowali się wydać na Sousę wówczas rekordową dla klubu sumę 1,2 mln euro, ale duże oczekiwania względem piłkarza nie miały stanowić poważnego problemu. Portugalczyk w trakcie swojej przygody z futbolem mierzył się z nieustanną presją. Dziadek nowego zawodnika Lecha wygrywał w 1987 roku Puchar Europy, a ojciec Afonso również był dobrym piłkarzem. W Poznaniu presja na osiąganie dobrych rezultatów również jest bardzo wysoka, część transferów poznaniaków miewała problemy w tej kwestii. Ale tym razem nowy nabytek „Kolejorza” miał uniknąć takich zmartwień.

Duchy poznańskiej przeszłości

Wydawało się, że Lech Poznań ściąga piłkarza z naprawdę wysokiej półki. Sousa miał faktycznie pasować do drużyny. Pozyskiwany był jeszcze przez rozpoczęciem nowego sezonu, więc ruch ten wydawał się naprawdę przemyślany. Afonso Sousa miał wejść w buty Pedro Tiby i wraz z Joao Amaralem, architektem mistrzostwa Polski, decydować o sile ofensywnej środka pola poznańskiej drużyny. Mimo że szczególnie w tamtym okresie nazwisko Sousa nie kojarzyło się w piłkarskiej Polsce najlepiej, kibice Lecha nastawieni byli bardzo entuzjastycznie. Ich klub po mistrzostwie Polski się wzmacniał. Na papierze wszystko wyglądało znakomicie.

W tej atmosferze sukcesu i radości po wygraniu rywalizacji o jakościowego zawodnika kibice zapomnieli o potencjalnych zagrożeniach związanych z wydaniem tak dużych pieniędzy na tak młodego gracza. Przede wszystkim należy dodać, że Lech rozpoczął starania o podpis Portugalczyka, jeszcze gdy pierwszym szkoleniowcem był Maciej Skorża. To on zatwierdzał umiejętności Sousy i to jego dyrektywy Tomasz Rząsa brał pod uwagę.

Natomiast gdy Afonso podpisywał kontrakt z „Kolejorzem”, stanowisko pierwszego trenera piastował już John van den Brom. To mogło rodzić pewne wątpliwości, ale wówczas nikt nie brał tego poważnie pod uwagę. Afonso Sousa, mimo swoich kiepskich warunków fizycznych, miał wejść do PKO Ekstraklasy i europejskich pucharów i pokazać tam swoją wielką jakość. Immanentną cechą wielkich transferów są wielkie oczekiwania i tak właśnie było w przypadku Portugalczyka sprowadzonego z B SAD.

Moment nr 2 – marzec 2023, ciągłe oczekiwanie i ciągłe rozczarowanie

Entuzjastycznie nastawieni kibice „Kolejorza” zostali dosyć szybko sprowadzeni na ziemię. Afonso Sousa na początku swojej przygody w Poznaniu nie odgrywał w klubie poważniejszej roli. A powinien taką odgrywać, ponieważ Lech miał bardzo duże problemy z obsadą pozycji ofensywnego pomocnika. A ta miała być przecież skrojona pod umiejętności Portugalczyka. John van den Brom odstawił od gry Joao Amarala, nie przypominał on już w niczym piłkarza, który w poprzednim sezonie do ostatnich kolejek rywalizował o miano MVP całej ligi. Alternatywą na jego pozycję był jeszcze Filip Marchwiński, ale wychowanek Lecha Poznań nigdy nie został przez trenerów do końca zdefiniowany i nie potrafił zapewnić stabilnej wysokiej dyspozycji.

Bardzo wiele osób dziwiło się, dlaczego Sousa dostaje tak mało zaufania od szkoleniowca „Kolejorza”. W kwalifikacjach do europejskich pucharów otrzymywał bardzo niewiele minut. Natomiast w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy wszedł na boisko tylko w jednym meczu. W wyjazdowym spotkaniu z Villarrealem otrzymał od Johna van den Broma minutę. Jedną minutę.

W PKO Ekstraklasie otrzymywał swoje szanse, ale na dłuższą metę Portugalczyk nie był w stanie unieść na swoich plecach ofensywy „Kolejorza”. Miał na koncie kilka obiecujących akcji, strzelił nawet dwie bramki i zanotował dwie asysty, ale były to tylko momenty. A od najdroższego piłkarza w historii klubu oczekuje się znacznie więcej niż tylko epizodów dobrej gry. Sousa miał problemy z wykańczaniem akcji i zawodził w najbardziej decydujących momentach.

Kim jest Afonso Sousa?

Z drugiej jednak strony wokół Sousy panowało przekonanie, że jest to piłkarz, który nie otrzymał od trenera odpowiedniej szansy i zaufania. Pośród fanów Lecha w mediach społecznościowych powstał nawet hasztag #freesousa, który odnosił się do tego, że John van den Brom przyspawał Portugalczyka do ławki rezerwowych, nie dając mu czasu na pokazanie swoich umiejętności na boisku. Wobec holenderskiego szkoleniowca pojawiał się też zarzut, że nie potrafi znaleźć miejsca na boisku dla swojego podopiecznego. Sousa był rzucany po pozycjach nr 8 oraz nr 10 i wydawało się, że wszędzie czuje się trochę skrępowany. Poznańscy kibice mogli więc odczuwać swoisty dysonans. Piłkarz, który zawodził w PKO Ekstraklasie, regularnie grał w młodzieżowej reprezentacji Portugalii. Strzelał tam bramki i wyglądał tam znacznie lepiej niż w „Kolejorzu”.

W marcu 2023 roku Afonso Sousa nie był jeszcze postrzegany jako niewypał transferowy. Miał w końcu jedynie 22 lata i kilka lat do końca kontraktu. Pierwszy rok miał być dla Portugalczyka znacznie lepszy, miał być ważniejszym ogniwem w drużynie van den Broma. Ale jednocześnie ten sam debiutancki sezon poza Portugalią miał być dla niego przestrzenią do nauki fizyczności polskiej ekstraklasy i aklimatyzacją w drużynie. Na dodatek holenderski szkoleniowiec Lecha Poznań nie potrafił znaleźć klucza do umiejętności tego piłkarza. Sousa był wówczas piłkarzem, który wciąż miał bardzo dużo do udowodnienia. Ciążyła na nim kwota transferu, lecz również przebłyski wielkiej jakości, które objawiały się w niektórych spotkaniach.

Moment nr 3, kwiecień 2023 – Liga Konferencji, dublet i Legia Warszawa

Już miesiąc później, w kwietniu 2023 roku, wydawało się, że w kwestii Afonso Sousy wreszcie nastąpił przełom. Portugalczyk otrzymał szansę w fazie pucharowej Ligi Konferencji i stopniowo zyskiwał coraz mocniejszą pozycję w drużynie. Od domowego spotkania w 1/16 finału tych europejskich rozgrywek grał w pierwszym składzie „Kolejorza”, więc dysproporcja wobec czasu na boisku z jesieni była naprawdę spora na korzyść wychowanka FC Porto. Jednocześnie Lech wyglądał znacznie lepiej jako kolektyw. Osiągał dużo lepsze rezultaty, a Sousa był ich integralną częścią. Wokół nazwiska Portugalczyka pojawił się promyk nadziei, że ofensywny pomocnik w końcu stanie się piłkarzem, którego kibice Lecha wyobrażali sobie tuż po transferze.

Apogeum świetnej dyspozycji nastąpiło mniej więcej w połowie kwietnia. Afonso Sousa wyszedł w pierwszym składzie na mecz Lecha Poznań z Fiorentiną w rewanżowym spotkaniu ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy. Na stadionie we Florencji to właśnie Sousa na początku meczu dał poznaniakom impuls, strzelając pierwszą bramkę. Grał bardzo dobrze, potrafił wziąć ciężar gry na siebie i pokazywał, że jest piłkarzem, który może robić różnicę, grając nawet na wysokim europejskim poziomie. Przez kilka chwil „Kolejorz” znajdował się na chmurze numer dziewięć, a drabinę pod niebiosa ustawił poznaniakom właśnie gol Portugalczyka. Awans do półfinału Ligi Konferencji był wtedy na wyciągnięcie ręki.

Długa droga

Ostatecznie Lechowi nie udała się ta sztuka, ale Afonso Sousa miał wiele powodów do radości. Rozegrał bardzo dobry mecz przeciwko Fiorentinie i okrasił swój występ bramką. Wyglądał wreszcie jak piłkarz, który jest liderem z prawdziwego zdarzenia. To były jego dni.

W kilka miesięcy pomocnik „Kolejorza” przebył bardzo długą drogę. W sierpniu 2022 Portugalczyk nie wykorzystał rzutu karnego w fatalnym spotkaniu z Vikingurem przy Bułgarskiej. Wówczas Sousa był bliski płaczu na murawie stadionu i koledzy musieli podnosić go na duchu, a kibice wątpili w to, czy młody zawodnik poradzi sobie z presją gry w barwach Lecha. Natomiast w kwietniu 2023 roku Afonso Sousa prowadził drużynę do wygranej w historycznym dla Lecha meczu w europejskich rozgrywkach.

Raz i dwa

Ale na tym się nie skończyło. Trzy dni później Lech mierzył się na wyjeździe z Legią Warszawa. Ranga tego spotkania nie była już tak wielka, ponieważ niemal zapewniony tytuł mistrzowski miał już Raków Częstochowa. Ale dla sympatyków obu tych zespołów jest to wciąż jeden z najważniejszych meczów w sezonie. Animozje kibicowskie sprawiają, że gole strzelone ligowemu rywalowi smakują zdecydowanie lepiej. I w tym kolejnym ważnym spotkaniu Afonso Sousa ponownie potrafił zabłysnąć i wejść w buty lidera zespołu. Na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej ofensywny pomocnik „Kolejorza” najpierw wyrównał wynik meczu na 1:1, a następnie wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Lech ostatecznie zremisował tamto spotkanie 2:2, ale był to remis imienia portugalskiego pomocnika.

Kwiecień w wykonaniu Afonso Sousy ponownie rozbudzał wyobraźnię kibiców. Gol w starciu z Fiorentiną i dublet w meczu z największym ligowym rywalem to dla Portugalczyka okres jak z najpiękniejszych snów.

Świat polskiej piłki ponownie stał dla Afonso Sousy otworem. Piłkarz dawał van den Bromowi wyraźne sygnały, że na pozycji nr 10 może pokazać pełnię swojego potencjału. Wydawało się, że pod nieobecność Mikaela Ishaka to właśnie młodzieżowy reprezentant Portugalii jest gotów przejąć rolę wiodącej postaci w drużynie i dołączyć tym samym do Kristoffera Veldego. Wszystko wyglądało w „Kolejorzu” optymistycznie. Kadra poznaniaków była następnego lata najdroższa w historii, wszystko wskazywało na to, że Afonso Sousa będzie pierwszoplanową postacią w drużynie, która miała na wszystkich trzech frontach bić się o najwyższe cele.

Czas na aklimatyzację, wymówki i usprawiedliwienia wtedy się dla Afonso Sousy skończył. Portugalczyk w sezonie 2023/2024 miał być w Lechu postacią absolutnie fundamentalną.

Moment nr 4 – 24 października 2023, upadek z ŁKS-em, pasmo kontuzji i rozczarowań

Wokół Portugalczyka po raz kolejny pojawiły się wielkie oczekiwania i nadzieje. Jednocześnie po raz kolejny rozczarowanie było proporcjonalnie duże. Lech odpadł z rywalizacji o europejskie rozgrywki w Trnawie, a Portugalczyk w dwumeczu ze Spartakiem nie był w stanie przebić się do pierwszego składu. John van den Brom jesienią 2023 roku nie potrafił pogodzić obecności Filipa Marchwińskiego i Afonso Sousy w podstawowej jedenastce. A ten drugi, wchodząc z ławki, nie dawał kibicom żadnych powodów do optymizmu. Absolutnie niczym nie wyróżniał się na tle innych piłkarzy PKO Ekstraklasy. Powtarzał się scenariusz, w którym wychowanek FC Porto był rzucany między pozycjami i nie potrafił łapać boiskowych automatyzmów. Nie gwarantował liczb, a przecież tego oczekuje się od ofensywnego pomocnika sprowadzonego za ponad milion euro.

A 24 października 2023 roku świat na moment zamarł. Afonso Sousa wszedł na boisko w domowym spotkaniu Lecha z ŁKS-em Łódź w 60. minucie spotkania, zmieniając Filipa Marchwińskiego. Nie wyglądał w tym spotkaniu najpewniej, a na kilkadziesiąt sekund przed upływem podstawowego czasu gry osunął się na ziemię bez kontaktu z przeciwnikiem. Wielu kibiców w głowach miało absolutnie najczarniejsze scenariusze. Wszyscy mieliśmy przecież w pamięci wypadki Cristiana Eriksena z Euro 2020 lub Fabrice’a Muamby z marca 2012 roku. Mimo początkowego przerażenia ostatecznie u Portugalczyka wykluczono poważne problemy kardiologiczne. Zasłabnięcie miało wynikać z odwodnienia organizmu spowodowanego przeziębieniem. Wobec tego przerwa w grze nie była w jego przypadku bardzo długa. Sousa wrócił do wyjściowego składu już w grudniu, ale sezon 2023/2024 rozpoczął się dla Portugalczyka bardzo pechowo.

Sousa? Niczym się nie wyróżnia

Lech jako drużyna zawodził, co doprowadziło do zwolnienia Johna van den Broma, a Afonso miał też wiele swoich indywidualnych problemów. Notorycznie zmieniano mu pozycję, choć ewidentnie Portugalczyk lepiej czuł się jako nominalny ofensywny pomocnik. Tam natomiast przegrywał rywalizację z Filipem Marchwińskim, choć trudno obiektywnie ocenić, czy Sousa faktycznie na treningach prezentował się gorzej od obecnego piłkarza włoskiego Lecce. Działaczom Lecha zależało przecież na wypromowaniu swojego wychowanka w celach sprzedażowych i w związku z tym wystąpił w tej rywalizacji pewien handicap.

Poza tym Sousa nie potrafił złapać odpowiedniego rytmu ze względu na urazy. W poprzedniej kampanii ligowej wypadał z powodu wspomnianego wyżej zasłabnięcia z ŁKS-em, miał problemy z kręgosłupem, a często po prostu wypadał z kadry meczowej z powodu różnych niedyspozycji. W kwestii jego formy fizycznej dużo powiedzieć może pewna statystyka. Jego najdłuższa seria spotkań w pierwszym składzie „Kolejorza” wynosiła osiem.

Piłkarz do gry w piłkę?

Gdy w drugiej części sezonu Portugalczyk już wychodził na boisko, wyglądał, jakby swoim poziomem przystosował się do reszty zespołu. Pomocnikowi bardzo brakowało kreatywności. Lech wiosną 2024 roku nie wyglądał na drużynę, która zasługiwałaby na grę w europejskich pucharach. Ale przecież piłkarz kupiony za 1,2 mln euro, rok wcześniej grający w reprezentacji Portugalii na Euro U-21, powinien właśnie zmieniać to kiepskie oblicze „Kolejorza”.

Sousa po raz kolejny nie potrafił tego zrobić. W maju tego roku, gdy Lech kompromitował się na własnym stadionie z Legią Warszawa i Koroną Kielce, dla Afonso Sousy nie było już żadnej taryfy ulgowej. Portugalczyk zawiódł po raz kolejny, a wymówką nie mogły już być problemy z aklimatyzacją i przystosowaniem się do fizyczności PKO Ekstraklasy. Sam zawodnik mówił o sobie, że jest piłkarzem „do gry w piłkę”. Problem w tym, że nie pokazywał tej gry w piłkę prawie wcale.

Znów można w przypadku Portugalczyka powtórzyć stwierdzenie, że immanentną cechą wielkich oczekiwań są wielkie rozczarowania. Z naciskiem na słowo „rozczarowania”.

Moment nr 5 – runda jesienna 2024, Niels Frederiksen, chwilo trwaj!

Dla lwiej części składu Lecha Poznań przyjście Nielsa Frederiksena okazało się zbawienne. Tak wyszydzane przez kibiców hasło „nowe rozdanie” wcale nie okazało się tylko banalnym frazesem. Okazało się, że nową kartą w talii duńskiego szkoleniowca może być właśnie Afonso Sousa. Portugalczyk przed tym musiał walczyć z łatką piłkarza, który nie potrafi wykorzystywać swojego potencjału. Jego optymalna pozycja na boisku po dwóch latach wciąż pozostawała niezdefiniowana. Nikt w zasadzie nie mógł jasno stwierdzić, co jest największym atutem wychowanka FC Porto. Wątpliwości budziła jego fizyczność i to, że zdecydowanie zbyt często przebywał na kozetce w klinice Rehasport. Miał być piłkarzem, który wzniesie grę Lecha na wyższy poziom. Tymczasem on sam utkwił w przeciętności, którą Lech prezentował wiosną.

Ale Niels Frederiksen dokonał w końcu tego, czemu nie mogli sprostać poprzedni szkoleniowcy Lecha. Odnalazł piłkarzowi odpowiednie miejsce na boisku, stworzył z niego maszynę do pressingu, a także odblokował Portugalczyka w kontekście bramek i asyst. Afonso Sousa wychodził w tym sezonie w pierwszym składzie w każdym meczu PKO Ekstraklasy i zdołał już zanotować w lidze trzy trafienia i cztery ostatnie podania. Warto dodać, że obecnie trwa seria trzech spotkań z rzędu, w których Portugalczyk tworzy sytuacje, po których padają bramki. Przebija tym samym swój wynik w klasyfikacji kanadyjskiej z poprzednich sezonów, a mamy dopiero końcówkę października.

Carpe diem!

Kluczem do odblokowania potencjału Portugalczyka okazało się przesunięcie go bliżej lewej strony boiska, gdzie często wymienia się pozycjami ze schodzącym do środka skrzydłowym. Na flance Sousa ma dużo więcej przestrzeni, gdzie może wykazać się swoją szybkością. Dużo dała mu również obecność w środku pola Antoniego Kozubala, z którym złapał świetne boiskowe porozumienie i to podania tych graczy bardzo często napędzają ataki „Kolejorza”. Sousa przestał być już tylko piłkarzem „do gry w piłkę”. W systemie Nielsa Frederiksena wychowanek FC Porto równie dobrze odnajduje się w pracy bez futbolówki. Portugalczyk bardzo dobrze uzupełnia się w pressingu z Mikaelem Ishakiem. Bardzo często to właśnie on jest najwyżej ustawionym graczem „Kolejorza”.

„Chwilo, trwaj”. Takie słowa może obecnie powtarzać Afonso Sousa, a wtórować mu będą wszyscy kibice poznańskiego klubu. Po dwóch nieudanych latach, zbudowany kilkoma przykrymi doświadczeniami, w końcu gra na miarę oczekiwań. W postawie boiskowej Afonso Sousy widać przebłyski najlepszych zagrań Joao Amarala i Pedro Tiby. Kilka lat temu dwaj Portugalczycy stanowili fundament „Kolejorza” zdobywającego mistrzostwo Polski. Dzisiaj gra na miarę piłkarza, który może ten wyczyn powtórzyć. Na przeszkodzie nie mogą mu jednak stanąć urazy, które dotychczas stanowiły czynnik hamulcowy jego kariery.

Carpe diem, Afonso!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze